Friederike Felbeck

Brzydka matka

 

 

Düsseldorfer Schauspielhaus

Gerhart Hauptmann

Szczury

reżyseria: Volker Lösch, scenografia i kostiumy: Cary Gayler, Jan Müller,

prowadzenie chóru: Christoph Jöde, premiera: 29 listopada 2014

 


Therese stała się bezużyteczna jako kobieta. Jej duże, wyjałowione piersi zwisają aż do pępka. Jej uda są za grube, płaski, szeroki tyłek się pofałdował, a brzuch rozrósł w oplatającą tułów oponkę. Na tle jak z marzeń, malowniczym i przypominającym dziewicze krajobrazy Henriego Rousseau, ciało to przeszkadza i chciałoby się je usunąć. Grupa aktorów próbuje na scenie. Therese stoi z boku i czeka na wskazówki. Reżyser – łysy, wybuchowy, autorytarny, z rzucającym się w oczy, nonszalancko narzuconym szalem i w nieco znoszonym garniturze opinającym przekarmiony brzuch — siedzi na widowni i instruuje aktorów. Próbowana jest Oblubienica z Messyny Friedricha Schillera, dramat wierszem napisany w czasach rozkwitu niemieckiej klasyki, więc reżyser wymaga „maksymalnego patosu”, poprawia gesty i wymowę oraz cytuje wskazówki Goethego dla aktorów. W przerwie przychodzi na scenę. Mimochodem chwali Therese i odwraca się do młodej, figlarnej aktorki. Therese tkwi w zniekształcającym ciało i wyróżniającym ją spośród innych kostiumie. Kazał go nosić reżyser – jej własny mąż i emerytowany dyrektor teatru, Hassenreuter.  
 Volker Lösch w Düsseldorfer Schauspielhaus wystawił Szczury Gerharta Hauptmanna. W ostatnich latach reżyser zasłynął bardzo krytycznym podejściem do problemów socjalnych, a jego specjalnością stało się wprowadzanie na scenę chóru amatorów. Wybór sztuki z repertuaru teatru naturalistycznego nie przeszkodził mu z wyjątkową siłą pytać o sprawę aktualną: społeczną pozycję matki. Napisana w 1911 roku sztuka Szczury, przepełniona różnymi dialektami i socjolektami, należy do tak zwanych dramatów społecznych, jakimi Hauptmann od 1890 roku rewolucjonizował niemieckojęzyczny teatr, oddając głos tym, którzy wprawdzie od zawsze zaludniają świat, ale nie byli wcześniej reprezentowani w teatrze: „Skoro w życiu są tacy jak ja, to muszą mieć prawo pojawiać się na scenie”, żąda Erich Spitta, przekorny chłystek z grupy aktorskiej Hassenreutera. Nie tylko z wyglądu w inscenizacji Löscha Spitta przypomina młodego Christopha Schlingensiefa, enfant terrible niemieckiego i europejskiego teatru, uznanego artystę-prowokatora, który w swoich akcjach i performansach w głównych rolach obsadzał wykluczonych i odmieńców.
Od samego początku Lösch konsekwentnie zmienia dramaturgię oryginału, sięga również po współczesne środki: cóż bardziej oczywistego niż z historii egotycznych, zdeprawowanych lokatorów wieloklasowej, berlińskiej czynszówki zrobić operę mydlaną, w której łakoma sensacji i rozkochana w nadmiarze publiczność telewizyjna wysłuchuje częściowo spontanicznych, częściowo wyreżyserowanych żalów aktorów-amatorów z nieuprzywilejowanych warstw. Hauptmannowska galaktyka biednych ludzi szybko zostaje przedstawiona w sekwencjach filmowych i retrospekcjach: oto pani John, bezdzietna żona montera, a to aspołeczna Paulina, w niechcianej ciąży, na której dziecko czyha pani John. Opisaną przez Hauptmanna historię Lösch wykorzystuje, by pokazać dzisiejszy problem. Fundamentem przedstawienia jest motyw samotnie wychowującej matki: na początek Lösch wprowadza na scenę sprzątaczkę, która w zupełnej ciszy przesuwa swój wózek i sprząta. Towarzyszy jej syn. Z braku innych możliwości zabrała go ze sobą do pracy, gdzie znudzony gra na ipadzie.
W inscenizacji Szczurów w wersji Löscha występuje profesjonalny zespół aktorski teatru w Düsseldorfie i chór szesnastu samotnych matek, które wzięły udział w castingu na statystki. Reżyser ustawia je w imponującym, zajmującym całą szerokość sceny rzędzie, tworząc front kobiet patrzących na mieszczańską publiczność i opowiadających o rozstaniach, społecznym upadku. W przypadku każdej z nich przyczyną wykluczenia był fakt bycia samotną matką – jak od dawna pokazują badania, jest to jedna z najtrudniejszych i najbardziej pozbawionych perspektyw ról w dzisiejszym społeczeństwie. „Samiuteńka wychowująca dziecko i koniec” – tak określiła swoją sytuację po urodzeniu syna w wieku dwudziestu kilku lat muzyk Maike von Wegen, co zostało również zacytowane w programie towarzyszącym przedstawieniu. 
Po projekcjach Lösch wraca do materii teatru: wszyscy aktorzy z grupy Hassenreutera przechodzą na stronę „młodego, zbuntowanego” Spitty, który w pomalowanej na niebiesko kuchni inscenizuje zgodnie z Hauptmannowskim oryginałem to, co wcześniej sparafrazowano w nagraniach wideo. Jego „spektakl w spektaklu” sprawia wrażenie muzealnej rekonstrukcji teatru naturalistycznego. Aktorzy mówią dialektem berlińskim, a w kulminacyjnym momencie pani John i Paulina szamoczą się na blacie zabudowanej kuchni, jakby reżyserem tej sceny był sam Lee Strasberg. Löschowi wciąż na nowo udaje się osiągać szczyty napięcia przy wykorzystaniu nietypowych obrazów, ilustrujących historię kradzieży dziecka przez panią John, zakończonej morderstwem. W pewnym momencie niczego nieświadomy mąż, pan John, spotyka na strychu chór samotnych matek i dowiaduje się, że jego żona, bojąc się utraty dziecka, które mogła jej odebrać jego matka Paulina, podstępnie planuje ją zabić, co zleca swojemu bratu. Chór matek tuli w ramionach swoje maleństwa (w rzeczywistości lalki) i nagle rzuca je demonstracyjnie panu John pod nogi. John próbuje je wszystkie naraz pozbierać i tak trwa osamotniony w beznadziejnym uścisku. Tu się kończy historia u Hauptmanna, ale nie u Volkera Löscha.
Jeszcze raz ustawia się chór i recytuje katalog (politycznych) postulatów: „Żeby matki miały zagwarantowane miejsca pracy! Żeby się nie musiało pracować jako sprzątaczka. Żeby całodniowe szkoły były dostępne dla wszystkich!” – i lokalnie – „Żeby w Düsseldorfie pieniądze inwestowane były w rozwiązywanie problemów socjalnych, a nie w prestiżowe projekty”. Dziesięć lat temu Lösch już raz wystawił sztukę Gerharta Hauptmanna: historię Tkaczy, śląskich powstańców z 1844 roku; opowiedział w drezdeńskim Schauspielhaus, wprowadzając na scenę chór bezrobotnych, którym pozwolił przy tej okazji z zapałem i prowokacyjnie żądać dla siebie szacunku. Nawet jeżeli opracowana wspólnie z dramaturżką i reżyserką Christine Lang wersja Szczurów z Düsseldorfu odważnie podejmuje temat „mitu matki” i pyta, co z niego jeszcze zostało, Lösch odnajduje niewiele pozytywnych aspektów w życiu samotnych kobiet z dziećmi i przesadnie polaryzuje. Jak Gerhard Hauptmann, nieustannie porusza się przy tym po dwóch płaszczyznach, przechodząc od historii pani John, Pauliny oraz jej dziecka do metapoziomu teatru w teatrze.
Na koniec aktorzy stwierdzają, że wolą być bliżej koryta i ze skruchą wracają do Hassenreutera, nowo wybranego dyrektora teatru. Wichrzyciel Spitta zostaje cynicznie włączony w struktury renomowanej instytucji sztuki i w stworzonym przez siebie solowym występie czyści podłogę na scenie. Lösch niepotrzebnie rozdrabnia swoją wizję w nieskończonych improwizacjach, w których poruszone zostały żałosne poszukiwania nowego dyrektora Düsseldorfer Schauspielhaus w ubiegłym roku. Przy okazji parodiuje i atakuje cały niemiecki teatr, jego różne – rzekomo przeciwstawne – estetyki oraz ogólną sprzedajność sztuki. Therese ponownie wciela się w rolę małżonki dyrektora, która wyrozumiale podchodzi do romansów męża, bo przecież nowo zdobyta władza i wysoki status społeczny wystarczająco uszczęśliwiają. Wszystkie te dygresje przedstawiono w sposób zabawny, trafnie obnażający stereotypy i spory, które dotyczą niemieckiego teatru, przy czym nikogo one nie dotkną i z tego powodu są zbyteczne. Z trudem udaje się Löschowi wrócić do głównego problemu, po raz ostatni wprowadzając na scenę chór milczących, samotnie wychowujących matek. Teraz wszystkie niosą na rękach swoje dzieci. Tym delikatnym, zapadającym w pamięć obrazem kończą się Szczury w Düsseldorfie.
Lösch znowu zatracił sens tekstu, tonąc we własnych ambicjach i moralizatorstwie, wchodząc w rolę Robin Hooda niemieckiego teatru publicznego i kreując się na mściciela bezrobotnych i porzuconych. Część chórzystek już znalazła zajęcie w kolejnych inscenizacjach Düsseldorfer Schauspielhaus – po Dreźnie i Essen jest to trzecie miejsce, w którym stworzony przez Löscha chór amatorów doczekał się artystycznej kontynuacji jako chór mieszkańców. To przemieszanie i infiltracja wciąż jeszcze elitarnych ośrodków sztuki jest chyba największą zasługą reżysera.

 

Tłumaczenie: Małgorzata Ćwikła

p i k s e l