Carnaval Sztukmistrzów, Lublin, 23-26 lipca 2015
Organizacja: Warsztaty Kultury w Lublinie

 

Małgorzata Wielgosz
Numery najbardziej niebezpieczne i nieodpowiedzialne

 

Prezentacja niekonwencjonalnych form ekspresji, sprawności i nadzwyczajnych umiejętności, rozweselenie, dostarczenie rozrywki, ale również wyjście poza zwykłą zabawę, pokazywanie poruszających historii i problemów – to założenia Carnavalu Sztukmistrzów 2015 w Lublinie. Jeszcze przed tym wydarzeniem Cyrk Podwórkowy, nawiązując do tradycji niewielkich grup cyrkowych podróżujących po miastach i miasteczkach, placach i podwórkach, odwiedził kilka dzielnic Lublina, przygotowując publiczność festiwalową na duże dawki adrenaliny. Jak duże? Pan Ząbek, by uciec z płonących stalowych szczęk, które po półtorej minuty miały się zatrzasnąć, musiał przed upływem tego czasu uwolnić się z kaftana bezpieczeństwa, wisząc głową w dół na wysokości sześciu metrów (Stalowe usta). Zespół Burnt out Punks przetrzymywał publiczność w roli zakładników, badając granice normalności oraz zjawisko znane w psychologii jako syndrom sztokholmski – stan, w którym porwani zaczynają odczuwać wobec porywaczy pozytywne uczucia (Syndrom sztokholmski). To tylko niektóre zwariowane pomysły artystów zaproszonych na tegoroczną edycję. Obejmowała ona zarówno spektakle agresywne (obok Burt out Punks, David Eriksson – Pink on the inside), jak i romantyczne i liryczne (Arritmados – Delivering love). Repertuar festiwalu był zatem bardzo zróżnicowany. Prym wiodły spektakle uliczne.

 

Choć cyrk kojarzony jest głównie z rozrywką, wymaga od artystów niemałych umiejętności, pieczołowitości i maestrii. Wykonawca musi ćwiczyć od najmłodszych lat, by stać się perfekcyjnym mimem, tancerzem, akrobatą czy fechmistrzem. Pokazy często balansują na granicy ryzyka. Podczas tegorocznego festiwalu wykonawcy niejednokrotnie podkreślali, że ich numery są bardzo niebezpieczne (oprócz już wymienionych: skok przez płonącą obręcz w finale Szafa Show, który znacznie „przebił” pokazane tuż przed nim żonglowanie płonącymi pochodniami).

 

Artyści popisywali się nie tylko sprawnością fizyczną, ale i zdolnościami muzycznymi. Otradnoie.1 zespołu Cia Proyecto Otradnoie jest spektaklem ciekawym akustycznie, zwłaszcza gdy figlarny śmiech aktorki przypomina rechotanie żaby. Lucas Vit, obok wypicia rurką wody ze szklanki ustawionej na drążku na własnej głowie, prezentuje interesujący beatbox. W Orkest Bazar grupy Cie Balltazar aktor w pozycji nogami do góry gra na klarnecie. Delivering love (Arritmados)to spektakl o miłości w muzycznym deszczu dźwięków. Za scenografię służą wiszące instrumenty: gitary, akordeon, keyboard, a na mikrofonie bukiet róż i… damskie figi. Valentina do tego mikrofonu nie tylko śpiewa, ale też dmucha, mlaska, całuje go. Instrumenty nie służą wyłącznie do grania; ich miniaturowe wersje są żonglowane czy układane w piramidy. Spektakl jest przy tym bardzo liryczny. Cygański akrobata uwodzicielsko smaruje włosy brylantyną. Aktorzy wykorzystują przy zalotach świetną mimikę. Gdy on – romantyk daje Valentinie kwiaty, ona teatralnie zasłania oczy. Obydwoje grają sentymentalne melodie, wykonując akrobacje, tańcząc, obejmując się i trzymając instrumenty na plecach partnera. Aktorzy udają, że się boją i kręci im się w głowie od piruetów. Z tą liryczną wymową kontrastuje mroczne i agresywne przedstawienie Pink on the inside Davida Erikssona. Spektaklowi towarzyszy rockowa, ostra muzyka. Łysy, wytatuowany aktor „przybija piątkę” z publicznością. Udaje, że goli się ostrzem siekiery. Z punkrockową atmosferą harmonizuje zachrypnięty, intrygujący głos artysty. Spektakl, zgodnie z zapowiedzią, zawiera również elementy erotyczne i, jak się okazuje, sadomasochistyczne, bo aktor zakłada ostrą „kolczugę” w miejscu genitaliów, na którą nadziewa w trakcie żonglowania jabłko. Stara się uwieść widzów zgodnie z zasadą „przez żołądek do serca”, choć i ten etap przebiega ekstremalnie. Częstuje publiczność koktajlem złożonym z lodów, surowych jajek, kiełbasek, ketchupu i piwa. Widzowie starają się go bezskutecznie powstrzymać przed dodawaniem kolejnych składników. W swoich sadomasochistycznych akcesoriach ma również… pułapkę na myszy. W pewnej chwili udaje, że przecina sobie żyły, z których jednak wypływa różowa krew (chyba dla złagodzenia makabrycznego wrażenia). Czy artysta zwariował? Za moment to sprawdza, przykładając sobie stetoskop do różnych części ciała: z genitaliów dochodzą dźwięki piosenki Oops! I did it again Britney Spears, z głowy wydobywa się szum. Rzeczywiście, artyści robią wokół siebie niezłe zamieszanie. Obsceniczne żarty pozwalają im nawiązać żywy kontakt z publicznością.

 

W przeciwieństwie do Davida Erikssona, Pina Polar pokazała spektakl tylko pozornie ryzykowny (Into the wild). Artystka zapowiada, że jej pokaz będzie odważny, wykonuje kilka mało oryginalnych gestów: nadstawia dłoń do głaskania i całowania udając, że ręka ją boli, wymachuje kościotrupem, tapiruje włosy, próbując zrobić z siebie straszydło. Zabawny kostium z różowym ogonkiem, jaki nowi aktorka, łagodzi grozę. Szybko zresztą okazuje się, że podejmowane przez artystkę ryzyko jest bardzo niewielkie. Pewna osoba z widowni, którą Pina Polar określa jako „babcię”, bardzo chciała zatańczyć w tym spektaklu. Aktorka, nie umiejąc sobie poradzić z „niesfornym widzem”, wezwała ochronę. To była zaskakująca reakcja, świadcząca o pewnym nieprzygotowaniu Piny Polar do specyficznych warunków sztuki ulicznej.

 

Również inne pokazy kontrastowały ze sobą na bardzo różnych poziomach, na przykład geometria, harmonia kosmosu w spektaklu Kejos Pitagoras 1.2.3. zderzona została z chaosem stosunków międzyludzkich w pokazach Lords of Strut. W przedstawieniu Kejos regularność wyznaczała już scenografia w postaci ogromnego okręgu narysowanego na środku sceny, w dalszej części spektaklu aktorka wpisuje weń Pitagorejski trójkąt. Harmonia kosmosu opiera się bowiem na prawach matematycznych. Zupełnie inny charakter mają relacje ludzkie, żądza sławy, kłótnie, wyścig szczurów, który pokazują w zabawny sposób Sean and Seamus z Lords of Strut, ale również Under Construction w widowisku Targowisko próżności, inspirowanym dramatem Tadeusza Różewicza Stara kobieta wysiaduje. Głównym elementem scenografii tego spektaklu jest monumentalny, przezroczysty, plastikowy dj robal, z którego wypływa natłok bzdurnych informacji podawanych przez media, reklamy, kolorowe pisemka i poradniki.Cywilizacja w zdehumanizowanym świecie ginie, zalana nadmiarem śmieci i głupot. Spektakl o kulcie młodości, ładnych ciał, robieniu ludziom „papki z mózgów” przez niektóre media finalizuje częstowanie publiczności paprykową niedoprawioną zupą.

 

Rewelacją festiwalu okazało się przedstawienie Matthiasa Romira Life is… (short stories), które cechuje maestria i doskonałe połączenie projekcji filmowych z akcją rozgrywaną w żywym planie. Umiejętności cyrkowe harmonizujące z doskonałym aktorstwem hipnotyzowały widzów. Pozornie prosta historia miłosna jest pokazana w ten sposób, że staje się nieprzewidywalna i pełna zwrotów akcji. Artysta pomieszał konwencję rozrywkową z elementami pozornej grozy, na przykład w wyniku zawodu miłosnego mierzy z pistoletu w głowę utworzoną z balonu i umieszczoną na własnym korpusie. Pistolet jednak nie wypala. Matthias Romir zawładnął publicznością do tego stopnia, że był w stanie sterować oklaskami, pokazując napis „Radość”, który po zasłonięciu sylaby „Ra” przemieniał się w komendę „dość”. Po spektaklu w trakcie braw, które z kolei (zasłużenie) trwały bardzo długo, nawiązywał rozmowę z widzami. Life is... (short stories) Matthiasa Romira pokazuje życie „w pigułce”, codzienne czynności, pracę i miłość determinującą egzystencję bohatera. Zawiera sugestię, że to właśnie miłość jest dla człowieka najważniejsza. Wszystko podane zostało w formie lekkiej i atrakcyjnej. Znalazło się w tym spektaklu miejsce na popis zręczności (zwłaszcza żonglerki), na humor, improwizację i interesującą komunikację z widzem. Przy pomocy cyrkowych sprawności artysta wykreował postać, która przeżywa radości i rozterki codziennego dnia. Pokazane w takiej formie rutynowe czynności okazały się intrygujące.

 

W bogatym programie najróżniejszych cyrkowych popisów wagi nabierać zaczęła fabuła. W odróżnieniu od cyrku tradycyjnego, który jest zazwyczaj szeregiem odrębnych „numerów”, Nowy Cyrk (jego geneza sięga lat siedemdziesiątych XX wieku) charakteryzuje się przede wszystkim odmiennym podejściem do narracji. Sukces Romira pokazał, że jest to kierunek odpowiadający potrzebom współczesnej publiczności. Inne pokazywane w czasie festiwalu spektakle również próbowały zainteresować widza niebanalną opowieścią, w ramach której dyscypliny cyrkowe i kuglarskie stają się jednym z języków narracji. Niebagatelne znaczenie miało i to, że wydarzenia festiwalu nie zamykały się w namiocie, lecz zagarniały ulice, place, miejsca dostępne dla szerokiej publiczności. W ten sposób dochodziło do upłynnienia granicy między aktorami a publicznością i wzmocnienia wzajemnych więzi.

p i k s e l