Teatr Żydowski w Warszawie
Matki
reżyseria: Paweł Passini, tekst i dramaturgia: Patrycja Dołowy, przestrzeń sceniczna: Zuzanna Srebrna, multimedia: Maria Porzyc, muzyka: Daniel Moński, Paweł Passini, światło: Damian Bakalarz
premiera: 26 maja 2016

 

Aleksandra Majewska
Czas matek 

 

„Upadła na ziemię i zaczęła pić wodę. Wypić jezioro całe? Czyż człowiek podoła? Ale ona myślała, że cud stać się może?
 — Nie, tego nie dokażesz — rzekło jej jezioro — zgódźmy się lepiej coś na to poradzić. Ja lubię bardzo perły, na dnie mam skarb cały, lecz twoje oczy piękniejsze od wszystkich; takich czystych i jasnych pereł nikt nie widział. Oddaj mi je. Za to cię zaniosę do ogrodu śmierci; znajdziesz tam wszelkie kwiaty i rośliny, a każda z nich — to życie człowieka.
 — Czegóżbym nie oddała, by ocalić dziecko — rzekła biedna kobieta. — Wypłaczę oczy moje, byleś mię zaniosło do strasznego ogrodu śmierci.
 I płakała tak bardzo, że jasne jej oczy wypłynęły i wpadły do wodnej otchłani; a wówczas fale podniosły ją lekko, i płynęła, bujając się na nich łagodnie, aż do przeciwnego brzegu”.


Hans Christian Andersen napisał dla dzieci mroczną baśń o matkach gotowych na każde poświęcenie. Do tej baśni i do jeszcze mroczniejszych (bo prawdziwych) historii nawiązuje  spektakl/performans/spotkanie Matki według pomysłu Gołdy Tencer, w reżyserii Pawła Passiniego , którego premiera odbyła się w Teatrze Żydowskim 26 maja – dokładnie w Dzień Matki. Spektakl jest poświęcony żydowskim matkom z getta, które oddały swoje dzieci, próbując ratować je przed zagładą, i matkom polskim, które te dzieci przygarnęły i wychowały. Szansą na przeżycie żydowskich dzieci były blond włosy i niebieskie oczy.

 

W przedstawieniu biorą udział aktorzy Teatru Żydowskiego, adeptki Studia Aktorskiego netTTheatre i troje Żydów, uratowanych w dzieciństwie z getta: Elżbieta Ficowska, Joanna  Sobolewska-Pyz i Romuald Jakub Weksel Waszkinel. Ci ostatni zajmują centralne miejsce sceny; na ich obecności i prywatnych opowieściach zbudowana jest cała struktura inscenizacji. Każdy z zaproszonych opowiada swoją historię w czterech częściach, które są przerywane historiami odczytywanymi przez narratora lub aktorki. Profesjonalni aktorzy są jedynie tłem, poetyckim dopiskiem dramaturżki, która te trzy jednostkowe historie postanowiła wpisać w szerszy plan, dodając echa tysięcy podobnych, anonimowych historii dzieci i matek narodu Izraela.

 

Żydowskie „dzieci” (dwie kobiety i jeden mężczyzna ubrany w garnitur) siedzą na ławce na środku sceny już w momencie, kiedy widzowie zaczynają wchodzić do sali. Scena przypomina plac zabaw: huśtawka, trzy drewniane domki, porozrzucane kolorowe piłki; są też cegły i małe wiklinowe koszyczki, zawieszone na sznurkach nad sceną. Każdemu wchodzącemu na salę widzowi obsługa daje do ręki cegłę, aby się nią zaopiekował. Cegły bowiem – jak okaże się w trakcie przedstawienia – towarzyszą narodowi żydowskiemu od zarania dziejów w bardzo szczególny, symboliczny sposób.

 

Plac zabaw zbudowany został na planie koła, po którym krążą młode dziewczyny (adeptki Studia Aktorskiego netTTheatre) ubrane w szmaty czy worki; raczej nie należą do świata żywych: odgrywają młode żydowskie matki, skazujące swoje dzieci na niepewny los. Dziewczęta poruszają się nieustannie, zamierają w bezruchu jedynie podczas opowieści ocalałych – wtedy czas się zatrzymuje albo gubi swój bieg. Aktorki Teatru Żydowskiego obecne na scenie (Joanna Przybyłowska, Alina Świdowska, Ernestyna Winnicka i Joanna Rzączyńska) siedzą w drewnianych domkach dla dzieci i czytają swoje role (matek, dzieci i opiekunek) z kartek, nie próbują ich odgrywać. Rozgraniczenie na tych, którzy są „koszykowymi dziećmi”, i na aktorów jest bardzo wyraźne; reżyser opowiada widzowi prawdziwe historie: dramatyzuje je, ale nie próbuje konfrontować autentycznych bohaterów i historii z aktorskimi kreacjami. Profesjonalni aktorzy na scenie nie grają postaci, lecz samych siebie czytających role. Passini pomiędzy drewnianymi domkami umieścił także postać kobiety, która siedzi i maluje figurkę Maryi, sama również ubrana jest w niebieską suknię, przypomina Maryję (Monika Chrząstowska). Maryja była matką pochodzenia żydowskiego, czczoną jednak przez chrześcijan. Jest więc symbolicznym pomostem pomiędzy chrześcijaństwem a judaizmem.

 

Narratorzy opowieści (Jerzy Walczak i Ryszard Kluge) znajdują się poza sceną, na balkonie; nie widzimy ich, słyszymy same głosy. Dzięki temu zabiegowi sprawiają wrażenie podmiotów wszechwiedzących, zbliżonych do narratorów powieści pozytywistycznych, którzy tłumaczą świat przedstawiony i panujące w nim zasady.

 

Dramaturgia przedstawienia opiera się na historiach trojga ocalonych. Punkt kulminacyjny spektaklu stanowi trzecia część opowieści mężczyzny. Okazuje się, iż jego matka oddając go w ręce Polki powiedziała, że chłopiec na pewno zostanie księdzem. Tak się też stało, mimo że mężczyzna nie wiedział ani o przepowiedni matki, ani o swoich żydowskich korzeniach. Dziś jest księdzem mieszkającym w Izraelu. Za swoje zadanie uważa opłakiwanie losów narodu żydowskiego. Dwie pozostałe bohaterki wyznają, że od lat pochłonięte są poszukiwaniem swoich korzeni, zaginionych grobów i budowaniem drzew genealogicznych. Można uznać, że to jest ich sposób na opłakiwanie losów własnego narodu, na oddanie mu należnej czci i uwagi. Wszyscy bohaterowie są głęboko zanurzeni w swojej tragicznej, mrocznej przeszłości: to ona kształtuje ich teraźniejszość i nadaje jej sens.

 

Czas nie ma tu wymiaru linearnego: został zamknięty na planie koła. Scenariusz zawiera refleksję na temat powtarzalności losu narodu żydowskiego: tysiące lat temu faraon nakazał wmurowywanie żywych żydowskich niemowląt w ściany budowli, kiedy ich ojcowie produkowali zbyt małą liczbę cegieł; z egipskiej niewoli wyprowadził ich Mojżesz, który sam był dzieckiem włożonym przez matkę do wiklinowego koszyka, a znalezionym i wychowanym przez egipską księżniczkę; przywołana została także historia Abrahama i Izaaka, a właściwie rozpacz matki, której w nocy objawił się szatan i powiedział, że Abraham zabił na górze jej syna. Dopełnieniem tych narracji są – rzecz jasna – historie opowiadane przez osoby ocalałe z getta.
Twórcy spektaklu ujęli autentyczne opowieści w jeszcze jedną ramę – wpisali je w cykliczny czas magiczny. Świadczy o tym chociażby początek przedstawienia; narrator odczytuje cytowaną na początku tekstu baśń Hansa Christiana Andersena Matka o kobiecie poszukującej śmierci, która zabrała jej dziecko; o matce, która wypłakuje oczy do jeziora i przytula do piersi cierniste krzewy, by uratować swoje utracone dziecko. Śmierć z tej baśni grana jest przez aktorkę, ubraną w sukienkę uszytą z czarnego worka. Postać ta opiekuje się wszystkimi młodymi dziewczętami krążącymi wokół sceny (Ewa Greś). Może troszczy się także o ich dzieci, których nie udało się uratować. Finał domyka tę ramę przedstawienia; na scenę wchodzi Gołda Tencer, by w powłóczystej, czarnej sukni odśpiewać rzewną kołysankę w jidysz. Spektakl nie daje nadziei, że te historie nigdy się nie powtórzą. Przeciwnie – tajemnicze koło kobiet nieustannie się kręci; jeśli staje, to tylko na chwilę.

 

Historie ocalałych wypowiadane ze sceny budowały intymną więź pomiędzy opowiadającym a słuchającymi. Cała reszta teatralnej konstrukcji (deklamacje aktorów, scenografia) wydawała się sztuczną oprawą, nie do końca przystającą do autentycznego jądra spektaklu. Nie była jednak tak nachalna, aby rozmywać czy blokować przekaz; stanowiła po prostu nie całkiem udane tło. Nie oglądałam spektaklu premierowego, po którym – jak dowiedziałam się z relacji znajomych – aktorzy dostali owacje na stojąco. Drugiego dnia po premierze widownię zapełniały głównie kobiety w podeszłym wieku. Braw prawie nie było, trwały zaledwie kilka sekund. Kiedy rozejrzałam się zdziwiona po widowni (brawa dostaje przecież każde przedstawienie, nawet to, które wcale na to nie zasługuje),* zauważyłam tylko lekko skrzywione twarze starszych kobiet, które nerwowo zbierały się do wyjścia. Do tej pory zadaję sobie to pytanie: dlaczego panie nie klaskały?

 

*Hans Christian Andersen, Matka, za: https://pl.wikisource.org/wiki/Ba%C5%9Bnie_(Andersen,_przek%C5%82ad_Niewiadomska,_1899)/Matka

p i k s e l