Teatr Współczesny w Szczecinie
William Shakespeare
Makbet
tłumaczenie: Stanisław Barańczak, reżyseria: Marcin Liber, muzyka: Aleksandra Gryka, scenografia: Mirek Kaczmarek, współpraca dramaturgiczna: Małgorzata Sikorska-Miszczuk
premiera: 24 września 2011

 

Aleksandra Kamińska
Współczesna wersja Wielkiego Mechanizmu

 

Makbeta wyreżyserowanego przez Marcina Libera w szczecińskim Teatrze Współczesnym można nazwać spektaklem politycznym, choć oderwanym od jakiejkolwiek konkretnej polityki. Twórcy przedstawienia skupiają się raczej na ogólnym algorytmie rozgrywek o władzę, obnażając obłudę i brutalność zaangażowanych w nie jednostek. Pokazany przez Libera „młyn historii” to  nowoczesna rozdrabniarka, metodycznie mieląca wpadających w jej tryby ludzi na jednolitą papkę.
Spektakl rozgrywa się w postapokaliptycznej scenerii – tło stanowi kolaż fotografii ukazujących świat pogrążony w płomieniach, walące się wieżowce, statuę Jezusa z Rio, wojskowy helikopter. Z intensywnością płomienistych barw silnie kontrastuje zbudowana w tyle sceny jatka ze sterylnie białymi ścianami i wiszącymi na hakach tuszami wieprzowymi. To właśnie w tej przestrzeni zasiadają Wiedźmy (Maria Dąbrowska, Małgorzata Klara, Iwona Kowalska) i popełnione zostają kolejne zbrodnie – zabójstwo Duncana i Banqua (Robert Gondek). To tu, zakładając sobie na głowę plastikową torbę, popełni samobójstwo Lady Makbet. A wszystko to w dużym zbliżeniu pokaże kamera, pozwalająca przyjrzeć się ze szczegółami zarówno ofiarom, jak i ich katom.
Zawieszony nad głowami aktorów podłużny ekran, podzielony na trzy części, z których każda pokazuje ujęcie z innej kamery, zmusza widza do przyjrzenia się zbrodniom z bliska, z uwzględnieniem każdego detalu. Dokładność ta, w połączeniu ze sterylną bielą ścian, nadaje przemocy metodyczny, chirurgiczny niemal wymiar, zupełnie pozbawia ją emocji. Dodatkowo zdaje się także przypominać, że w dobie kamer i aparatów cyfrowych nic nie odbywa się w ukryciu i nic nie zostaje zapomniane. Nagranie można przecież przechowywać i odtwarzać w dowolnym czasie, dowolną ilość razy.
Mimo niezwykle efektownej scenografii, na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się warstwa dźwiękowa spektaklu. Dźwięki są tu pełnoprawnym nośnikiem treści. Ostra muzyka Black Sabbath ilustruje brutalność zabawiających się żołnierzy, wykrzykujący pieśni chór pokazuje siłę i brutalność tłumu, a momenty, w których ważą się losy Makbeta, przerywa przeraźliwy dźwięk piły tarczowej obsługiwanej przez Hekate (Anna Januszewska). Dużo efektów dźwiękowych przynosi także sam tekst. Spektakl znakomicie wykorzystuje brzmieniowe walory przekładu Stanisława Barańczaka. Nagromadzenie onomatopei, pauz i akcentów oraz krzyki i kwilenia wplatane w tekst (szczególnie w przypadku Wiedźm) budują  aurę napięcia i niesamowitości. Chwilami wydaje się, że sposób wypowiadania słów i składające się nań dźwięki niosą z sobą więcej znaczenia, czasem zgoła przeciwne samej ich treści. Zwyczajne na pozór komunikaty nabierają nagle złowróżbnego charakteru, a nieludzko brzmiący sposób artykulacji przeistacza niepozornie wyglądające Wiedźmy w przerażające istoty nie z tego świata.
Zarządzająca nimi, ubrana w skrzącą się suknię Hekate pozostaje zarówno widzem, jak i reżyserem rozgrywających się na scenie wydarzeń. Postać ta przyćmiewa nawet Lady Makbet (Beata Zygarlicka), która, nie będąc jedyną osobą wpływającą na decyzje Makbeta, traci na znaczeniu w intrydze i zdaje się przeżywać swój własny dramat nieco na uboczu. Hekate od początku wydaje  się wiedzieć, jak potoczą się losy bohaterów –  z ciętych przez nią od pierwszej sceny desek powstaną trumny, które potem okażą się Lasem Birnamskim, ostatecznie osaczającym Makbeta. Kiedy nie bierze udziału w wydarzeniach, to znika, to pojawia się wygodnie rozparta na krześle w tyle sceny, uważnie śledząc (nadzorując?) przebieg akcji. Mając na uwadze współczesność spektaklu, postać ta wymyka się jednoznacznej interpretacji – trudno ją bowiem traktować jak bóstwo, a jednak zdecydowanie należy do innej kategorii niż biorący udział w wydarzeniach ludzie. Być może Hekate Libera to po prostu personifikacja Historii, snującej swoją opowieść bez sentymentów dla uczestniczących w niej postaci?
Innym ciekawym rozwiązaniem okazało się „rozdwojenie” postaci Makbeta. Kwestie tej postaci zostały bowiem rozpisane na dwóch aktorów – Grzegorza Młudzika – Makbeta – i Marcina Litkowskiego – Tego Drugiego – który wydaje się personifikować ciemną stronę duszy bohatera. Ten Drugi – nieprzystający do reszty postaci, uważnie śledzący rozwój wydarzeń tylko po to, by w odpowiednim momencie popchnąć Makbeta w określonym kierunku i wymykający się kategoriom płci (ubrany raz w garnitur, raz w obcisły kostium pokazujący anatomiczny rysunek ciała, innym razem przebrany za prostytutkę), przypomina nieco Puka ze Snu nocy letniej Mai Kleczewskiej. Zupełny brak osobistego zaangażowania Tego Drugiego w dokonywane przez Makbeta wybory zmienia charakter tytułowego bohatera. Postać grana przez Młudzika nie przeżywa wewnętrznych dylematów, a więc o wiele trudniej jest jej współczuć. Popychana do zbrodni przez Hekate i Tego Drugiego staje się marionetką w ich rękach – emblematem wszystkich spragnionych władzy tyranów raczej niż postacią z krwi i kości.
W inscenizacji Libera historia szkockiego króla nie jest osobistą tragedią opętanych ambicją Makbeta i Lady Makbet, ale opowieścią o bezwzględnym dążeniu do władzy. Na pierwszy plan wysuwa się opisywany przez Jana Kotta „Wielki Mechanizm” , czyli młyn historii wynoszący na tron kolejnych tyranów. O trafności takiej interpretacji świadczy również sposób, w jaki potraktowana została postać Malcolma (Wojciech Sandach), który, pokonawszy Makbeta, odbiera mu koronę. Szczecińskiego spektaklu bynajmniej nie kończy bowiem przywrócenie ładu i obietnica pokoju. Krwawego tyrana-mordercę zastępuje kolejny, którego ręce plami krew brata zamordowanego strzałem w plecy. Końcowa przemowa Malcolma to wielki krzyk nienawiści, wróżący przyszłość pełną przemocy i okrucieństwa.
Uwspółcześnienie opowiadanej historii nie ogranicza się więc w spektaklu jedynie do  kostiumu. (Makbet i reszta szkockich rycerzy zmienili się w dzisiejszych żołnierzy w polowych mundurach.) Dopasowany do współczesnej rzeczywistości został również „Wielki Mechanizm”: walka o władzę nie jest domeną jednostek, ale angażuje całe sztaby ludzi, a jej najskuteczniejszym narzędziem jest propaganda. Scena decydującej bitwy między oblężonym Makbetem a wojskami Malcolma odbywa się nie przy wtórze bitewnego zgiełku, ale w takt stukotu klawiszy generalskich laptopów. Nie towarzyszą jej emocje. W dobie społeczeństwa informacyjnego wojen nie wygrywa się orężem, lecz dzięki manipulowaniu informacją. Zabity przez Makbeta żołnierz (ucharakteryzowana na harcerza Szarych Szeregów Barbara Biel) pada martwy, podnosi się, pada ponownie – i tak wiele razy. Jego śmierć nie porusza dowódców, ale przecież jest wspaniałym narzędziem propagandy. Łatwo jest wyobrazić sobie zdjęcie zabitego chłopca na pierwszych stronach gazet, w serwisach informacyjnych, wygrywające konkurs „World Press Photo”. Przedrukowywany, kopiowany, odtwarzany po wielekroć obraz śmierci ma budzić emocje, podżegać tłumy do walki. Jak tuż przed bitwą objaśnia cynicznie jeden z żołnierzy, dla wygrywania wojen kluczowe jest wykreowanie wizerunku wroga, którego można znienawidzić. Dopiero przypisanie komuś radykalnego okrucieństwa wyzwala dostateczną ilość strachu, by ludzie gotowi byli toczyć bitwy. Dlatego też jedynie Birnamski Las trumien, widoczny dowód bestialstwa Makbeta, może przynieść zwycięstwo Malcolmowi. Jego własne występki pozostają zaś w cieniu, dopóki wojenna propaganda koncentruje całą uwagę kraju na czynach popełnionych przez jego poprzednika.  
Makbet skazany jest więc na zgubę, ale nie zginie idea  Makbeta – na jego miejsce przyjdą przecież jemu podobni.

 

Jan Kott, Szekspir współczesny, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1997.

p i k s e l