Teatr na Woli im. Tadeusza Łomnickiego
Iwan Wyrypajew
Iluzje
przekład: Agnieszka Lubomira Piotrowska, reżyseria: Agnieszka Glińska, scenografia: Agnieszka Zawadowska, muzyka: Ygor Przebindowski, premiera: 9 września 2011

 

Aleksandra Wiśniewska
Bez iluzji

 

Iluzje to kolejny dramat Iwana Wyrypajewa zrealizowany w warszawskim teatrze. Ostatnio autor tekstu bywał także reżyserem swoich sztuk – jak w przypadku Tańca Delhi (Teatr Narodowy) i Lipca (Teatr na Woli). Tym razem reżyserię oddał Agnieszce Glińskiej.
Dramat (drukowany we wrześniowym „Dialogu” ) zbudowany jest z monologów dwóch kobiet i dwóch mężczyzn, które składają się na opowieść o dwóch małżeństwach. Osiemdziesięcioletni staruszkowie, Danny i Sandra oraz Albert i Margaret, mają za sobą ponad pięćdziesiąt lat wspólnego, cichego życia. Ten spokój burzą jednak wspomnienia dawnych czasów i próby „rozliczenia z miłością”, które prowokują serię wyznań. Danny tuż przed śmiercią gorliwie zapewnia swoją żonę o szczerości swojego uczucia. Sandra, rok później, wyznaje jednak Albertowi, że to jego kochała przez całe życie. Albert wstrząśnięty tą wiadomością przewraca do góry nogami swoje relacje z żoną i ponownie stawia pytanie: czy miłość musi być wzajemna? Kolejne sceny spektaklu prezentują nowe punkty widzenia, dotychczasowe rozpoznania obracają w iluzję i każą nieustannie zmieniać interpretację wcześniejszych wydarzeń.
Aktorzy, choć przywołują długie wypowiedzi bohaterów prezentowanej historii, nie mają jednak wcielać się w poszczególne postaci. Są raczej opowiadaczami, pozbawionymi jakichkolwiek szczególnych cech. Znamy tylko ich wiek – kobiety mają po trzydzieści lat, mężczyźni – trzydzieści pięć. Są więc o pół wieku młodsi niż bohaterowie opowieści, którą snują. „Weszli tylko w tym celu, aby opowiedzieć widzom historię” – głoszą didaskalia.
Scenografia w Teatrze na Woli, zaprojektowana przez Agnieszkę Zawadowską, nie pomogła aktorom poczuć się swobodnie na scenie: za asymetrycznym, sterylnym stolikiem stoi równy rząd – chyba mało wygodnych – foteli.  Aktorom nie pozostawiono wiele przestrzeni: nawet gdy w końcu wstają ze swoich miejsc, mają do dyspozycji tylko niewielki kwadratowy podest. Ani na chwilę nie mogą ukryć się przed wzrokiem widza, nieprzerwanie obecni na scenie, ciągle prezentowani w równomiernym oświetleniu, zdają się nie mieścić w scenografii (jedni kręcą się na fotelach, inni siadają na krawędzi podestu). Ale to właśnie dzięki nim dramat nabiera wyrazu, a anonimowe osoby: Pierwsza i Druga Kobieta oraz Pierwszy i Drugi Mężczyzna, zgodnie z sugestią zawartą w samym dramacie, balansują na granicy między identyfikacją z poszczególnymi bohaterami opowiadanej historii a dystansem. Każdy z nich cały czas opowiada o tej samej postaci. Aktorzy, wymieniając między sobą niesłyszalne dla widzów komentarze, swoimi reakcjami sugerują stosunek do opowiadanej historii – raczej ironiczny i zdystansowany (podtytuł dramatu brzmi: „Komedia”). Dominika Ostałowska i Łukasz Lewandowski tworzą parę łagodniejszą, subtelniejszą w gestach i słowach. Pierwszą Kobietę Dominiki Ostałowskiej utożsamia się z Sandrą. Dziewczęca, ubrana w pastelową, długą spódnicę, z notatnikiem i ołówkiem w ręku, opowiada o różowej smudze nad horyzontem zobaczonej przez Sandrę w Australii – widoku, który wydał się jej lekarstwem na rozpacz i niepokój. Pierwszy Mężczyzna Łukasza Lewandowskiego ma wiele cech nadzwyczaj dobrego i nieco romantycznego Danny’ego. Druga para jest znacznie bardziej wyrazista. Druga Kobieta, na wysokich obcasach, w krótkiej, niebieskiej sukience, opowiada o Margaret. Dorota Landowska chyba najlepiej radzi sobie z tekstem Wyrypajewa. Jest wyniosła, i dowcipna, pewna siebie i jednocześnie tragiczna. Krzysztof Stroiński, świetny w roli Drugiego Mężczyzny, odnajduje w granej przez siebie postaci cechy  Alberta,  który, choć wydaje się najbardziej racjonalny z całej czwórki, daje się ponieść najniebezpieczniejszemu w tym spektaklu wyobrażeniu: romantycznej miłości.
W spektaklu Glińskiej, podobnie jak w tekście Wyrypajewa, miłość serialowa – z perypetiami, pełna nieporozumień –  pod pozorami romantycznej, wkracza w przestrzeń miłości spełnionej i spokojnej. Miłość spełniona jest jednak nudna, a opowieść o dwóch właściwie odizolowanych od reszty świata parach wydaje się przeraźliwie klaustrofobiczna (wspominane są, co prawda, pozorowane – bądź nie – delegacje, wiemy, że Albert jest wykładowcą akademickim, ale świat tych ludzi zdaje się ograniczać do wzajemnych relacji; zamkniętych w granicach ich mieszkań i tarasów). Oddanie, z jakim Danny wyznaje żonie miłość w chwili śmierci, okazywana przez niego wdzięczność za ostre słowa i zapoznanie go z formułą życia, brzmiącą: „wdzięczność i odpowiedzialność”  ?  swoim naiwnym idealizmem sprawiają, że widz nie daje im wiary. Paradoksalnie to „chwile dziwności”, zdarzenia pozornie błahe lub nierealne (jak pojawienie się różowej smugi na niebie, poczynione po marihuanie odkrycie Alberta, że „świat jest miękki”, latający talerz, który Danny widział w dzieciństwie), zupełnie niezwiązane z miłością, stają się jedynymi momentami, w których bohaterowie wydają się autonomiczni i niezależni, choć tracą zrozumienie ze strony partnera. Wtedy też widz wierzy w ich słowa, w osobistą prawdę, z której się spowiadają.
Wyrypajew zwykł stawiać pytania, na które dziś, niewielu się waży. Pyta o Boga, o miłość. W  jego tekstach granica między banałem a odwagą jest bardzo cienka. I w dużej mierze od zaufania ze strony widza zależy efekt tego balansowania. Iluzje w reżyserii Agnieszki Glińskiej nie zawsze to zaufanie wzbudzają.
Teksty Wyrypajewa są niezwykle rytmiczne, pełne powtórzeń-refrenów. Wymagają od aktorów perfekcji, koncentracji, która przypomina czujność muzyków czekających na właściwy ton, aby płynnie wejść ze swoją frazą. I tylko w takim tempie działa specyficzny żart Wyrypajewa, który, źle podany, ociera się o słaby gag.
Rytm, tempo, doskonałość gry aktorskiej sprawiały, że w przywołanym już Tańcu Delhi widz gubił „prawdę” konfrontując się z kolejnymi „punktami widzenia”, poddawał się iluzji teatralnej. Konstrukcja narracji w Teatrze na Woli jest podobna do tej z Teatru Narodowego. Agnieszka Glińska ma jednak nieco inny pomysł na tekst rosyjskiego dramatopisarza. Jej realizacja nie pozostawia niedopowiedzeń. Reżyserka utrzymuje spektakl w minimalistycznym stylu, ale pozwala aktorom na dość swobodne operowanie tekstem. Niedookreślone postaci dramatu Wyrypajewa zyskują wyraziste sceniczne realizacje. Mimo zachowania przez aktorów i reżyserkę niepełnej identyfikacji postaci dramatu z bohaterami historii, którą przedstawiają, to utożsamienie staje się znacznie prostsze niż w tekście (sugestia zawarta jest już w kostiumie poszczególnych osób), a sam spektakl – przez to – banalniejszy. Ten „nadmiar” identyfikacji aktorzy kontrapunktują ironicznym gestem czy wyrazem twarzy. Przerysowują też emocje bohaterów. Są to momenty świetnego aktorstwa, zabawne i pociągające. Identyfikacja i dystans wobec postaci, rozpisane na różne środki wyrazu teatralnego, na przemian dominują w kolejnych scenach, nigdy nie osiągając równowagi. Widz nie może więc zająć stabilnej postawy wobec postaci i świata przedstawionego, zmuszany jest do ciągłej zmiany perspektywy. Taka sytuacja budzi dezorientację i nieufność, które jednak wydają się cenne. Zdaje się, że sama Agnieszka Glińska pozostaje nieufna wobec historii dwojga małżeństw. Obnaża więc „mechanikę” stwarzania iluzji miłości oraz iluzji teatralnej. I podąża chyba za intencją samego autora. Wyrypajew pisał do tej pory z przekonaniem o istnieniu tego, co najważniejsze w chaotycznej i trudnej do uchwycenia rzeczywistości. Teraz natomiast pisze o życiu bardzo stabilnym, w którym stabilność jest tylko iluzją. To poważna zmiana.
Agnieszka Glińska zaproponowała teatr inny niż spektakle reżyserowane przez samego dramatopisarza. I nie ulega wątpliwości, że ta propozycja znajduje zwolenników. Wielu pewnie tekst Wyrypajewa w takiej wersji wyda się pod pewnymi względami łatwiejszy w odbiorze. Wyraźniej zaznaczone zostały ironia, żart i momenty sentymentalizmu, nie musimy zmagać się z jawną sztucznością gry aktorskiej. Innym jednak przeszkadzać będzie zbyt wiele przypadkowych gestów (lub zagranych jako przypadkowe, „naturalne”), dynamiki i swoistej „teatralności”. Uniwersalny temat iluzji, fałszywych wyobrażeń o własnym życiu i równie fantastycznych, niemożliwych do spełnienia  marzeń, za którymi nieustannie gonimy, przyciągnie jednak zapewne jednych i drugich.

 

Iwan Wyrypajew, Iluzje, przeł. Agnieszka Lubomirka-Piotrowska [w:] „Dialog” wrzesień 2011, nr 9.

p i k s e l