Artykuł z numeru:
Dailes teātris w Rydze, Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, ROTKHO / ROHTKO; fot. Artūrs Pavlovs
  • Jak się robi festiwal?
  • Centrum/Peryferie
  • Strategie angażujące
Czytaj dalej Didaskalia 168
repertuar

Tragikomedia na endometrium, plemniki i pierwsze razy

Teatr Współczesny w Szczecinie

Michał Buszewicz

Edukacja seksualna

reżyseria: Michał Buszewicz, scenografia i kostiumy: Doris Nawrot, muzyka: Baasch, choreografia: Katarzyna Sikora, reżyseria światła: Aleksandr Prowaliński, konsultacja seksuolożki: Maja Wencierska, konsultacja w obszarze intymności i reprezentacji społeczności LGBTQ+: Agnieszka Różyńska

premiera: 12 lutego 2022

Teatr Współczesny w Szczecinie, Edukacja seksualna

Teatr Współczesny w Szczecinie, Edukacja seksualna: Wojciech Sandach, Ewa Sobiech, Helena Urbańska, Arkadiusz Buszko; fot. Piotr Nykowski

W grudniu ubiegłego roku Anna Augustynowicz przeniosła na scenę szczecińskiego Teatru Współczesnego Odlot Zenona Fajfera i było to jej ostatnie przedstawienie jako dyrektorki artystycznej tej instytucji. Po trzydziestu latach przekazała to stanowisko Jakubowi Skrzywankowi. Surrealistyczny poemat Fajfera posłużył reżyserce za punkt wyjścia do spektaklu, w którym za pomocą łączącego rozmaite poetyki języka podjęła próbę negocjacji z homogeniczną polsko-katolicką tożsamością i narodową pamięcią. Odlot był przejmujący, bo operował na wysokich afektywnych rejestrach, i lekko defetystyczny, bo prowadził do konstatacji, że polskie romantyczne piekiełko, które wciąż nas z różnych stron zasysa, jeszcze na długo pozostanie tym samym nieznośnym polskim romantycznym piekiełkiem. Zrealizowana dwa miesiące później pierwsza premiera nowej dyrekcji, czyli napisana i wyreżyserowana przez Michała Buszewicza Edukacja seksualna, obrazuje już nieco inny sposób myślenia o teatrze i jego roli społecznej, ale traktuję te zmiany nie tyle jako zapowiedź radykalnego zerwania, ile paradoksalnie – kontynuacji. Przy czym kontynuacji dowartościowującej odmienne środki i nowe metody komunikacji z publicznością, a także poszerzającej pole szeroko rozumianych reprezentacji. Spektakl inaugurujący dyrekcję Skrzywanka jest więc dla mnie bardziej zwiastunem procesu wietrzenia i egalitaryzowania szczecińskiej instytucji niż jej rozmontowywania, a czy tak rzeczywiście będzie, pewnie się przekonamy za jakiś czas.

Po pierwsze: nic o nas bez nas

Zaczęło się w Krakowie. To tam (a dokładnie: w Domu Utopii – Międzynarodowym Centrum Empatii) odbyły się warsztaty, podczas których młode osoby reprezentujące kilka polskich teatrów od Torunia po Wałbrzych, przy współpracy Michała Buszewicza i kuratorki całego przedsięwzięcia Doroty Kowalkowskiej, stworzyły instalację performatywną 21 postulatów dla przyszłości teatru1. Projektowi towarzyszyło przekonanie, że pytanie o to, jakiego teatru potrzebują nastolatki, powinno być kierowane przede wszystkim do nich samych i dlatego sztuka dla młodzieży nie może opierać się jedynie na mglistych wyobrażeniach starszych dorosłych o tym, co chcą oglądać młodsi dorośli. Według tych drugich teatr przyszłości powinien zresztą stawiać na współpracę ze szkołą, tworzyć sceny dla młodych, traktować widzki poważnie, wykluczać wykluczenia i wypracowywać bardziej wspólnotową strukturę2.

Z manifestami różnie bywa, ale w tym przypadku na deklaracjach się nie skończyło. Buszewicz zaadaptował część z tych pomysłów do swojej kolejnej realizacji i w trakcie prac nad Edukacją seksualną zwrócił się do teatru z prośbą o powołanie Młodzieżowej Rady Eksperckiej, która miała dzielić się z twórczyniami swoją perspektywą i czuwać nad tym, by spektakl nie przekroczył dopuszczalnego stężenia żenady (spotkania organizowała pedagożka Marta Gosecka). W próbach do Edukacji seksualnej uczestniczyły też seksuolożka Maja Wencierska i Agnieszka Różyńska – konsultantka w obszarze intymności i reprezentacji społeczności LGBTQ+. Tego typu działania są dla mnie przejawem merytorycznej uczciwości, z którą chciałabym mieć częściej do czynienia w polskim teatrze. Szczególnie że efekty naprawdę są zauważalne na scenie i wbrew obawom niektórych nie wpływa to negatywnie na walory artystyczne spektaklu.

Po drugie: strach ma wielkie oczy

Centralnym elementem scenografii Doris Nawrot jest ogromny balon w kształcie ośmiornicy z dużymi świecącymi oczami, pokryty fioletowo-niebieskim materiałem i jaskrawozielonymi napisami. Balon ten pęknie zresztą pod koniec przedstawienia, wtedy gdy seksualne lęki przestaną być już takie obezwładniające. Bo jak wiadomo, gdzie seks, tam często też i strach: że za szybko, brzydko, niewystarczająco, nieumiejętnie, jakoś tak koślawo. A już zwłaszcza podczas pierwszych intymnych kontaktów – i dlatego właśnie początków w szczecińskim spektaklu będzie kilka.

Rozpoczyna Helena Urbańska, od niedawna na etacie w Teatrze Współczesnym, która opowiada o debiucie. „Czy za pierwszym razem boli? A jak się nie uda? A co, jak nie osiągniemy katharsis? Czy jak stoję na scenie, na której stał wcześniej aktor mężczyzna, to mogę zajść w ciążę?” – pyta, zwracając się do publiczności. Dalej mówi też o oczekiwaniach, potrzebach, braku komunikacji, a wszystko po to, by stwierdzić, że błądzenie we mgle niewiedzy było podczas dojrzewania jednym z największych koszmarów. Nic więc dziwnego, że estetyka, w której utrzymana jest Edukacja seksualna, przywodzi na myśl filmy grozy – szczególnie te spod znaku niemieckiego ekspresjonizmu – a narastająca muzyka Baascha tylko te wrażenia potęguje, choć ostatecznie spektaklowi bliżej jednak do horroru komediowego.

Druga debiutantka, Maria Dąbrowska, wspomina o tym, czym różni się debiutowanie, gdy masz dwadzieścia lat, od tego, gdy masz lat czterdzieści i radzi, jak walczyć z rutyną wkradającą się w wieloletnią pracę etatową w jednej i tej samej instytucji. Z kolei trzecia, Ewa Sobiech, o momencie w życiu, w którym już wiadomo, czego się chce, czego się nie chce, jaki repertuar się lubi bardziej, a jaki mniej, lecz także o akceptacji tego, co się mimo prób rozpadło i o nieustających poszukiwaniach coraz to nowych scenariuszy.

Sam debiut jest tu, rzecz jasna, ujmowany dwojako: i w życiu, i w teatrze. Wielokrotnie powracająca metateatralna rama pozwala uniknąć nadmiernego dydaktyzmu i sprawia, że Edukacja seksualna nie staje się kolejnym nudnym szkolnym wywodem na temat ciała i seksualności, choć od czasu do czasu pojawiają tutaj wstawki o charakterze wykładu eksperckiego. Jak wtedy, gdy grany przez Jacka Piątkowskiego Weryfikator Prawdy spokojnym tonem tłumaczy, że plemniki nie przeżywają romantycznych uniesień, tylko obumierają, że masturbacja nie wywołuje ślepoty ani łysienia i że filmy pornograficzne wykrzywiają obraz rzeczywistości, wpędzają odbiorców w kompleksy oraz kształtują mało realne oczekiwania względem siebie i osób partnerskich.

Po trzecie: pół żartem, pół serio

Temat inicjacji powróci jeszcze pod koniec Edukacji seksualnej, gdy bohaterowie wskutek morskiej katastrofy trafią do błękitnej laguny, gdzie znajdą spełniającą marzenia Encyklopedię Seksu (przemawiającą głosem Oliwera Czerniaka) i zażyczą sobie, żeby seks zawsze odbywał się za zgodą wszystkich zainteresowanych, żeby mężczyźni w równym stopniu co kobiety interesowali się antykoncepcją, żeby rozmowa o seksie podczas seksu nie była uznawana za psującą nastrój i oczywiście, żeby można było przeżyć swój pierwszy raz jeszcze raz, ale z tą wiedzą, którą ma się teraz. To ostatnie pragnienie Encyklopedia Seksu spełni błyskawicznie, bo już w kolejnych scenach dane nam będzie przyglądać się trzem pełnym humoru etiudom o pierwszych razach po raz drugi. Wniosek, że wszyscy lubimy coś innego i mamy bardzo różne potrzeby czy fantazje jest stosunkowo prosty, ale jednocześnie fundamentalny i wart nieustannego podkreślania. Zwłaszcza że premiera Edukacji seksualnej odbyła się w czasie, gdy nad szkołą wisiało widmo – na szczęście już zawetowanej – prawdziwie przerażającej ustawy ministra Czarnka.

Edukacja seksualna jest jednak nie tylko rzetelna w treści, lecz też atrakcyjna w formie. Wiele zyskuje na umiejętnym łączeniu rozmaitych konwencji. Oprócz horroru i komedii jest tu również kamp, który dobrze widać w wielowarstwowych, przerysowanych, błyszczących strojach autorstwa Doris Nawrot i we wspaniale groteskowej choreografii Katarzyny Sikory. Szczególnie rewelacyjnej w dwóch najbardziej widowiskowych momentach przedstawienia, czyli podczas pantomimicznego baletu menstruacyjnego, gdzie aktorki i aktorzy odgrywają kolejno role plemników, komórki jajowej, ciałka żółtego czy endometrium, a cały proces fachowo analizuje Jacek Piątkowski; i w brawurowej scenie picia herbatki, gdzie ubrani w eleganckie fraki Arkadiusz Buszko i Wojciech Sandach demonstrują, na czym polega konsensualność. Pomysł, żeby w spektaklu dotyczącym seksualności znaczenia kodować nie tylko w warstwie słownej, ale także w nieoczywistym ruchu ciał, unikając przy tym ich seksualizacji (nagość pojawia się tu zresztą tylko w narracjach) jest bardzo udany.

Dobrze, że jest wciąż jeszcze taki teatr, który potrafi mądrze i zabawnie opowiadać o tym, co nam najbliższe, a poprzez formę i treść przemawiać zarówno do młodszych, jak i starszych dorosłych. Wspólny śmiech okazuje się w tym gąszczu wstydu, napięcia, kompleksów i nieporadności najprostszą, a zarazem najskuteczniejszą strategią przetrwania. I taka pointa mi w zupełności wystarcza.

 

Wzór cytowania:

Tabak, Wiktoria, Tragikomedia na endometrium, plemniki i pierwsze razy, „Didaskalia. Gazeta Teatralna” 2022 nr 168, https://didaskalia.pl/pl/artykul/tragikomedia-na-endometrium-plemniki-i-pierwsze-razy.