Odpowiedź
Krzysztof Bielawski stwierdza, że wzywam Leszka Kolankiewicza do „anihilacji”, „unicestwienia”, „spalenia” jego naukowego dorobku1. W swoim Stanowisku2 napisałem: „Wartość wybitnego dorobku naukowego profesora Kolankiewicza jest niepodważalna, jest to dla mnie jasne”. Akurat tego zdania z mojego krótkiego tekstu Krzysztof Bielawski nie cytuje.
To pominięcie jest znaczące, bo pozwala wpisać moją wypowiedź w logikę moralnej krucjaty. Jednak moje stanowisko, jak pisałem, dotyczy czegoś innego: „struktury wiedzy teatrologicznej i kulturoznawczej, tego, co w niej uznajemy za istotne, a co za drugorzędne”. Nie pytam zatem o wyjaśnienia Leszka Kolankiewicza dotyczące jego wcześniejszej wiedzy o przemocy w „Gardzienicach”. Do takich wyjaśnień profesora Kolankiewicza nie wzywałem, nie wchodzę też z nimi w dyskusję. Nikogo nie rozliczam, nie zarzucam kłamstwa. Interesuje mnie coś innego: fundamentalna zmiana, jaką świadectwa aktorek i współpracownic „Gardzienic” wprowadzają do naszej dzisiejszej wiedzy o „Gardzienicach” i o polskim teatrze. Zmiana ta sprawia, że opowieść o „Gardzienicach” jako „imponującym dokonaniu teatru polskiego”3 wymaga dzisiaj refleksji i rewizji.
„Nie da się «ustanawiać» ani przeszłości, ani przyszłości” – pisze profesor Bielawski i staje na stanowisku, że przeszłość „działa się w swojej teraźniejszości”, a uzyskujemy do niej niezawodny dostęp za pomocą „szczegółowego”, opatrzonego „datami i przypisami” opisu. Trudno mi się z tym zgodzić. Przeszłość zjawia się bowiem zawsze w sposób zapośredniczony, jest wytworem historii rozumianej jako praktyka interpretacyjna, „dzieje się” tu i teraz. To konstruktywistyczne stanowisko ma długą tradycję, jest dobrze zadomowione w badaniach teatrologicznych. W nim biorą początek przeciw-historie tych, „których opowieść o historii «triumfalnej» umieszcza w przypisach”4, uprawiane z nadzieją na sprawiedliwszą przyszłość.
Świadectwa mówiące o przemocy w „Gardzienicach” są częścią ruchu kobiet pracującego na rzecz zmiany kultury – są częścią tej zmiany. Jeśli mówię o konieczności podjęcia rewizji narracji historycznych, chodzi mi o to, by świadectw tych – wraz z ich autorkami – nie spychać do przypisów.